Moje życie było pasmem porażek. Krótko mówiąc rodzina się mnie wyparła. Kumple chcieli zabić. A watahy przepędzały. Straciłem nadzieję. Lecz pewnego dnia usłyszałem ryk dobiegający z klifu. Na skarpie wisiał przykuty stwór. Był biały z czerwonymi gdzie nie gdzie wzorami z długiego futra i piórami na głowie. Miało bardzo długie pazury i ogon. Patrzyło na mnie błagalnie. Zmieniłem się w cień i wyswobodziłem zwierze. Wdrapało się po skarpie i na mnie wskoczyło. Myślałem że mnie zaatakuje lecz on mnie polizał swoim wężowatym językiem po twarzy. Został moim towarzyszem. Nazwałem go Gravity ze względu na umiejętności. Z czasem dowiedziałem się że to Altaix. Bronił mnie, a ja jego. Był moim najlepszym i jedynym przyjacielem.
***
Pewnego dnia Gravity gdzieś zwiał. Szukałem go ale bez skutku. Podszedłem do rzeki by się napić. Nagle coś usłyszałem, odwróciłem się i zobaczyłem węża zwisającego z drzewa i obserwującego mnie. Chciałem go zaatakować. Nagle ten wąż zmienił się w wodę, a potem w wilczycę. Bacznie się jej przyglądałem. Nagle zza krzaków wyskoczył Gravity i rzucił się na waderę. Nim dobiegł staranował go drugi Altaix. Była to zielona samica z pawimi oczkami. Podszedłem do towarzysza i go uspokoiłem.
Rayn?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz